Tego nie
mógł przewidzieć Pep Wielka Kasiora Guardiola. Po pół godzinie gry Bayern u
siebie przegrywał z Juventusem 0 : 2. Pojawiło się zwątpienie, a dalej był
stress i obrazy porażki jakie widzieli zawodnicy oczami wyobraźni na nagłówkach
jutrzejszych gazet: Bayern upokorzony na własnym boisku przez zranioną Starą
Damę i tym podobne. Monachijczycy - pewni siebie, bo przepojeni niemiecką myślą
szkoleniową biegali w myśl hiszpańskiego geniusza na glinianych nogach. Nie
jest łatwo odrobić dwóch bramek. Kibice patrzyli z niedowierzaniem na to co
działo się przez 45 minut na boisku. A ci, którzy nie mieli okazji oglądać
pojedynku na żywo przeklinali trenera Bayernu, że jeszcze takie stworzenie ma
kontrakt ważny do końca sezonu. Jak to się stało, że gigant Bayern Monachium na
własnym boisku nie potrafi strzelić gola zespołowi w eksperymentalnym składzie?
Odpowiedź jest prosta. Trener Allegri poczytał gazety i doskonale się
orientował jak gra jego przeciwnik, który wbrew buńczusznym zapowiedziom twórcy
piłkarskiego tic tac toe, gra schematycznie i nieudolnie. Życzymy hiszpańskiego
trenera naszym przyjaciołom w Anglii, a konkretnie nie w Londynie.
Druga
połowa zaczęła się od sprzeczki byłych kolegów, a może i nie kolegów Artura
Vidala i Lichtsteinera. Gdyby można było włożyć poziom frustracji zawodników
Bayernu do tak zwanej próbówki to pewno zagotowałaby się i podniosła
temperaturę do poziomu wrzenia. Douglas Costa swoimi znanymi już zwodomi mijał
zawodników Juve, ale niestety nie wypracował kończącego podania. Po kilku
minutach Turyńczycy mogli już dwa razy podnieść wynik do beznadziejnego dla
Bayernu wyniku 0 : 3! Czy ten wynik był brany pod uwagę przez kogokolwiek w
siedmiomiliardowym świecie?
Okazuje
się, że futbol to gra wymagająca nie tylko umiejętności piłkarskich, ale
również żelaznej psychiki. Bayern dzięki modlitwom nadwiślańskim wyrównał
kopnięciem Muellera na 2 : 2, a nasz prezes piłki PZPN Zbigniew Boniek psioczy,
że Juve - jego były klub, jak wszyscy pamiętamy mógł prowadzić 3 : 0. Wczoraj
mecz pomiędzy faworyzoranym Atletico Madryt z małym kopciuszkiem PSV Eindhoven
(czy ktoś wie gdzie jest to małe miasteczko, trochę większe od Olsztyna) nikt
nie przypuszczał, że dojdzie do karnych. A dzisiaj oglądamy spektakl według
tego samego scenariusza, a na dodatek jedna i druga drużyna ma bardzo dobrego
bramkarza. Wczoraj piłkarze strzeli 14 karnych po kolei! Niesamowite.
Po tak długim pojedynku wszyscy zmęczeni. 75 tysięcy ludzi na stadionie przestało myśleć o meczu, Niemcy to nie żywiołowi Hiszpanie z Madrytu. Niemcy opadli z sił, przestali bardzo głośno kibicować, a mecz toczył się powoli ku końcowi. Aż w końcu w 108 i 110 minucie Monachijczycy załatwili sobie przepustkę do następnej rundy. Dwie zabójcze akcje na dużym zmęczeniu, a więc nie ma co ich opisywać, bo przypadku było sporo, zdecydowały. Bayern gra dalej.
Po tak długim pojedynku wszyscy zmęczeni. 75 tysięcy ludzi na stadionie przestało myśleć o meczu, Niemcy to nie żywiołowi Hiszpanie z Madrytu. Niemcy opadli z sił, przestali bardzo głośno kibicować, a mecz toczył się powoli ku końcowi. Aż w końcu w 108 i 110 minucie Monachijczycy załatwili sobie przepustkę do następnej rundy. Dwie zabójcze akcje na dużym zmęczeniu, a więc nie ma co ich opisywać, bo przypadku było sporo, zdecydowały. Bayern gra dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz