Naznaczeni w sporcie
to żadna nowość. Jak w każdy środowisku musi być ktoś do kogo można poczuć
niechęć. Na wsiach mieliśmy głupków wioskowych, których można było przy okazji
kopnąć w cztery litery, przewrócić i mieć z tego ubaw. Innymi słowy słabszemu zawsze
można dopiec, a czasami dokopać. Naturalną drogą pojawiają się ci, którzy
nadają się ewentualnie pełnić rolę słabszego i ci, którzy uwielbiają wyszukiwać
słabszych, żeby pokazać jacy to oni są silni. Ta druga grupa wymaga
szczególnego potraktowania, bo są wśród nich osoby, które pewnych granic nie
przekraczają, a są też i tacy, którzy z lubością oglądają, ale nie uczestniczą.
W sumie sytuacja skomplikowana. Nam chodzi o wyjątkowy przypadek.
Sprawa się
rozegrała, a znana jest z trzeciej ręki tak mianowicie: młody sportowiec
wyjechał za granicę do dobrego klubu, ambitny - nie znamy jego planów
związanych z ewentualnym przyjęciem obywatelstwa. Grał w reprezentacji polski
juniorów. Dostał powołanie po raz kolejny, ale odmówił, uzasadniając, że chce
się skupić na przygotowaniach do gry w klubie (konkurencja jest tam duża).
Trener przyjął do wiadomości oświadczenie młodego sportowca sprawę nagłośnił
(tu nie wiemy, czy był świadomy, czy też nie co z tego wyniknie). Prezes
związku wyraził swoje bardzo niepochlebne zdanie o postawie zawodnika. Trenerzy
podali do publicznej wiadomości, że zawodnik nie będzie więcej powoływany do
kadry. W niektórych kręgach zostało to odebrane jak foch: Nie chcesz nosić orzełka na piersi, to już nie
ponosisz.
Dwie strony medalu -
pierwsza to młody zawodnik, w wieku juniorskim, druga strona to dorośli ludzie,
którzy odpowiadają za całość dyscypliny sportowej w kraju. Odrzucamy pierwszy
argument, którzy pada przy tej okazji, że kadra to nie przedszkole i trzeba
podejmować twarde, męskie decyzje. Przyjmujemy ten argument i odpowiadamy, że
dotyczy to kadry seniorskiej, ponieważ młodsze kategorie należy traktować
adekwatnie. Mamy tu na myśli odpowiedzialność wychowawczą za osoby w pełni
nieukształtowane. Nikt chyba obecnie w cywilizowanych krajach nie posługuje się
metodą Johanna Friedricha Herbarta, opartej na absolutnej karności i
posłuszeństwie poddanych.
Przejdżmy do
konsekwencji. Sytuacja młodzieńca jest nie do pozazdroszczenia. Sprawa została
upubliczniona, co teraz na terenach między Bugiem i Odrą jest bardzo modne. Nie
znamy konstrukcji psychicznej zawodnika, ale nie ma takiego człowieka, na
którym nie pozostawiłoby to śladu. Długo się będzie zastanawiać, czy
kiedykolwiek ubierze koszulkę z orłem na piersi. A jeśli się stanie jednym z
najlepszych zawodników w Europie? Czego oczywiściu mu życzymy.
A co byłoby gdyby,
któryś z panów ze związku umówił się na rozmowę i spokojnie usłyszał wersję
zawodnika? No niby nic by się nie stało. Korona z głowy nikomu by nie spadła. A
jednak tak się nie stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz