czwartek, 24 marca 2016

Stygmatyzacja w sporcie.

Naznaczeni w sporcie to żadna nowość. Jak w każdy środowisku musi być ktoś do kogo można poczuć niechęć. Na wsiach mieliśmy głupków wioskowych, których można było przy okazji kopnąć w cztery litery, przewrócić i mieć z tego ubaw. Innymi słowy słabszemu zawsze można dopiec, a czasami dokopać. Naturalną drogą pojawiają się ci, którzy nadają się ewentualnie pełnić rolę słabszego i ci, którzy uwielbiają wyszukiwać słabszych, żeby pokazać jacy to oni są silni. Ta druga grupa wymaga szczególnego potraktowania, bo są wśród nich osoby, które pewnych granic nie przekraczają, a są też i tacy, którzy z lubością oglądają, ale nie uczestniczą. W sumie sytuacja skomplikowana. Nam chodzi o wyjątkowy przypadek.


Sprawa się rozegrała, a znana jest z trzeciej ręki tak mianowicie: młody sportowiec wyjechał za granicę do dobrego klubu, ambitny - nie znamy jego planów związanych z ewentualnym przyjęciem obywatelstwa. Grał w reprezentacji polski juniorów. Dostał powołanie po raz kolejny, ale odmówił, uzasadniając, że chce się skupić na przygotowaniach do gry w klubie (konkurencja jest tam duża). Trener przyjął do wiadomości oświadczenie młodego sportowca sprawę nagłośnił (tu nie wiemy, czy był świadomy, czy też nie co z tego wyniknie). Prezes związku wyraził swoje bardzo niepochlebne zdanie o postawie zawodnika. Trenerzy podali do publicznej wiadomości, że zawodnik nie będzie więcej powoływany do kadry. W niektórych kręgach zostało to odebrane jak foch: Nie chcesz nosić orzełka na piersi, to już nie ponosisz.

Dwie strony medalu - pierwsza to młody zawodnik, w wieku juniorskim, druga strona to dorośli ludzie, którzy odpowiadają za całość dyscypliny sportowej w kraju. Odrzucamy pierwszy argument, którzy pada przy tej okazji, że kadra to nie przedszkole i trzeba podejmować twarde, męskie decyzje. Przyjmujemy ten argument i odpowiadamy, że dotyczy to kadry seniorskiej, ponieważ młodsze kategorie należy traktować adekwatnie. Mamy tu na myśli odpowiedzialność wychowawczą za osoby w pełni nieukształtowane. Nikt chyba obecnie w cywilizowanych krajach nie posługuje się metodą Johanna Friedricha Herbarta, opartej na absolutnej karności i posłuszeństwie poddanych.

Przejdżmy do konsekwencji. Sytuacja młodzieńca jest nie do pozazdroszczenia. Sprawa została upubliczniona, co teraz na terenach między Bugiem i Odrą jest bardzo modne. Nie znamy konstrukcji psychicznej zawodnika, ale nie ma takiego człowieka, na którym nie pozostawiłoby to śladu. Długo się będzie zastanawiać, czy kiedykolwiek ubierze koszulkę z orłem na piersi. A jeśli się stanie jednym z najlepszych zawodników w Europie? Czego oczywiściu mu życzymy.
A co byłoby gdyby, któryś z panów ze związku umówił się na rozmowę i spokojnie usłyszał wersję zawodnika? No niby nic by się nie stało. Korona z głowy nikomu by nie spadła. A jednak tak się nie stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz